Prowadząc działalność gospodarczą przedsiębiorca budowlany może spodziewać się pułapek finansowych praktycznie ze wszystkich stron. Inwestor lub główny wykonawca patrzy jakby tu urwać parę złotych z kolejnej faktury, bank niespecjalnie kwapi się do uruchomienia ścieżki kredytowej bez dodatkowych zabezpieczeń, wreszcie pracownicy niektórymi swoimi zachowaniami mogą doprowadzić pracodawcę nawet do ciężkiej zadyszki finansowej. W przypadku pracowników nie są to zazwyczaj działania zamierzone – ot, ludzka bezmyślność i niekompetencja - niestety mogą jednak sporo kosztować. Na szczęście nie jest tak, że tylko i wyłącznie przedsiębiorca ponosi ryzyko gospodarcze. Pracownik za swoją niekompetencję i niefrasobliwość także może odpowiadać finansowo. Rzecz nie jest oczywiście tak prosta jak w przypadku podmiotów cywilnoprawnych, u których wystarczy dokonać kompensacji wierzytelności. Dochodzenie roszczeń przez pracodawcę od pracownika wymaga większego zachodu i pewnej cierpliwości.

Można sobie wyobrazić kilka sytuacji. Pierwsza i chyba najczęściej spotykana to ta, w której pracownik źle wykonując pracę doprowadza do zepsucia przedmiotu pracy oraz często także materiałów, których używał. W takim przypadku można przedsięwziąć dwa działania. Po pierwsze za czas, który poświęcił na wykonanie zadania, nie naliczyć mu i nie wypłacić wynagrodzenia za pracę lub je obniżyć adekwatnie do tego, co zrobił źle, chyba że poprawi swoją pracę tak, by była możliwa do odebrania. Przepisy pozwalają na takie rozwiązanie, a ewentualna praca przy poprawianiu zadania będzie pracą bez wynagrodzenia. Inną jednak rzeczą jest zabranie wynagrodzenia za czas, za który ono pracownikowi nie powinno przysługiwać, a inną wyrównanie strat związanych ze zniszczeniem materiałów lub przedmiotu robót.

Jeśli więc wskutek niewykonania lub nienależytego wykonania obowiązków, pracownik ze swej winy wyrządzi pracodawcy szkodę, ponosi on odpowiedzialność materialną za normalne następstwa działania lub zaniechania, z którego szkoda ta wynikła. Odszkodowanie takie można ustalić w granicach rzeczywistej, poniesionej przez pracodawcę straty, jednak nie może ono przewyższać kwoty trzymiesięcznego wynagrodzenia pracownika. Jak widać uzyskanie przez przedsiębiorcę od pracownika rekompensaty obwarowane jest kilkoma warunkami: przede wszystkim trzeba ustalić, czy następstwo działania lub braku odpowiedniego działania pracownika jest tak zwanym „normalnym następstwem”, a więc czy przy obecnym poziomie wiedzy z zakresu fizyki, chemii i doświadczenia ludzkiego można uznać, że szkoda jest skutkiem takiego a nie innego zachowania pracownika. Przykładowo nie będzie „normalnym następstwem” wykruszanie się struktury tynkowej, która jest wadliwa sama w sobie, uszkodzenie sprzętu w czasie eksploatacji na skutek jego wad wewnętrznych, przechylenie się konstrukcji na skutek osunięcia gruntu po okresie nadmiernych opadów, itp. Jeśli przedsiębiorca ustali już, że powstanie szkody było takim „standardowym” wynikiem zachowania pracownika musi jeszcze sprawdzić, czy to działanie było zawinione, bowiem zgodnie z zasadami pracownik odpowiada tylko za szkody zawinione, natomiast błędy niezawinione obciążają pracodawcę.

Wina pracownika może być umyślna lub nieumyślna. Tu zaznaczyć należy, że wykazanie po stronie pracującego winy umyślnej znosi ograniczenie co do wysokości odpowiedzialności pracownika – będzie odpowiadał w granicach rzeczywistej szkody (ponad kwotę trzykrotności swojego wynagrodzenia miesięcznego). Umyślność zachodzi wówczas, gdy pracownik objął następstwa swojego zachowania zamiarem bezpośrednim lub ewentualnym, a więc chciał wyrządzić szkodę, albo, co prawda, nie chciał tego wprost, ale przewidywał możliwość jej powstania i godził się na to. Wina nieumyślna występuje w dwóch postaciach: lekkomyślności i niedbalstwa – pracownik przewidywał możliwość wystąpienia szkody, ale bezpodstawnie przypuszczał, że tego uniknie albo nie przewidywał w ogóle możliwości wyrządzenia szkody, choć mógł i powinien fakt taki przewidzieć. Brzmi to może w sposób bardzo skomplikowany, ale w gruncie rzeczy ustalanie stopnia zawinienia opiera się na zdrowym rozsądku i pewnej życiowej logice. Dokonując oceny bierzemy przede wszystkim pod uwagę indywidualne cechy pracownika, takie jak poziom jego wykształcenia, doświadczenie zawodowe, rozwój umysłowy i wiek. Jeśli zatem kierownik odcinka prac, legitymujący się odpowiednim branżowym wykształceniem i pewną praktyką zawodową, nie zważając na temperaturę powietrza podejmie błędną decyzję o wylewaniu i zagęszczaniu betonu, która to decyzja spowoduje powstanie szkód po stronie przedsiębiorcy, to spokojnie można przypisać temu kierownikowi winę umyślną w postaci zamiaru ewentualnego. Być może nie chciał on bezpośrednio wywołać szkód, ale biorąc pod uwagę jego wiedzę i staż pracy, można uznać, że zdawał sobie sprawę z tego, co robi i godził się na konsekwencje, jakie mogą wynikać dla pracodawcy z jego działania. Są rzecz jasna sytuacje, w których pracownik z jakichkolwiek powodów znajduje się w stanie wyłączającym świadome albo swobodne powzięcie decyzji – wtedy nie będzie odpowiedzialny za szkodę, chyba że sam się w ten stan wprowadził.

 

 

Drugą klasyczną sytuacją, w której działanie pracownika może wywołać poważny uszczerbek w majątku przedsiębiorcy, jest wyrządzenie szkody osobie trzeciej podczas wykonywania obowiązków pracowniczych. Odpowiedzialność za takie incydenty na zasadzie ryzyka spoczywa na pracodawcy i to on i tylko on w takiej sytuacji jest zobowiązany do naprawienia szkody. Może jednak później w ramach regresu żądać od pracownika stosownej rekompensaty – oczywiście na tych samych zasadach, jakie dotyczą odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez pracownika pracodawcy, a więc za działania normalne, zawinione i w granicach rzeczywistej szkody.

Rzecz jasna pracownik nie będzie ponosił odpowiedzialności w tym zakresie, w jakim do powstania szkody przyczynił się sam pracodawca lub osoba trzecia. W takiej sytuacji trudno ustalić związek przyczynowo-skutkowy między działaniem pracującego a zdarzeniem wywołującym szkodę. Nie można też w żadnym razie mówić o jakimkolwiek stopniu zawinienia pracownika. Z drugiej strony, odpowiedzialność za szkody może się rozkładać także na kilku pracowników jednocześnie, wtedy każdy z nich będzie odpowiadał za część wywołanego uszczerbku po równo, lub też stosownie do przyczynienia się jego powstania, tudzież formy i stopnia winy każdego z nich, o ile da się w ogóle ustalić te okoliczności.

Określenie wysokości szkody, należnego odszkodowania i konkretnego zobowiązania pracownika to tylko pierwsza część drogi jaką musi pokonać przedsiębiorca. Pozostaje jeszcze kwestia fizycznego wyegzekwowania pieniędzy. Pracownikowi, mowa tu o osobie zatrudnionej na podstawie dowolnej umowy o pracę, bez jego zgody nie można zabrać z wynagrodzenia nawet złotówki, chyba że dysponujemy odpowiednim tytułem wykonawczym, a więc mamy już za sobą zakończoną prawomocnie sprawę przed sądem lub chociażby zawartą ugodę. W innym przypadku wymagana jest każdorazowa pisemna zgoda pracownika na potrącenie udzielona na konkretną i określoną co do wysokości kwotę pieniężną – tu także wtrącił się Sąd Najwyższy oceniając, że zgody a priori na przyszłe nieznane co do wysokości potrącenia są nieważne. Rzecz jasna część wynagrodzenia (w wysokości minimalnego wynagrodzenia obliczonego już w kwocie netto) jest w ogóle wolna od jakichkolwiek potrąceń. Mając zatem tytuł egzekucyjny, jeśli formalnie pracownik ma wynagrodzenie na poziomie minimalnego wynagrodzenia, możemy w ogóle nie mieć możliwości wyrównania szkody z jego wynagrodzenia. Pozostawać będzie egzekucja z ruchomości lub nieruchomości, jakie pracownik ma na własność. Na szczęście już sama groźba wszczęcia egzekucji z mieszkania, domu czy samochodu często zachęca pracowników do dobrowolnego spłacania należności.

Może się wydawać, że próba uzyskania rekompensaty za szkody, jakie pracownik wyrządził pracodawcy, to rzecz prawie niemożliwa. Na pewno będzie czasochłonna, jeśli pracodawca nie może się z pracownikiem porozumieć, tak, by ten sam z siebie wyrównał wyrządzone przedsiębiorcy straty. Jednak bardzo ważne jest, by inni pracownicy zrozumieli, że wcześniej czy później będą musieli zapłacić za swoje błędy, głupotę czy niefrasobliwość, a już szczególnie za działania nacechowane umyślnością. Doświadczenie wskazuje, że u takiego przedsiębiorcy jest mniej szkód, za to większa dyscyplina i więcej myślenia przy pracy.