Poniższy artykuł opracowano w oparciu o stan prawny obowiązujący w momencie powstania tego artykułu.
Redakcja nie gwarantuje aktualności tekstu w okresie późniejszym, jak również nie ponosi odpowiedzialności za ew. stosowanie się do zawartych w nim zaleceń.
Kiedy zapytamy dziecko w przedszkolu, skąd się bierze prąd,
najczęściej odpowie nam lakonicznie, że z gniazdka w ścianie…
Nieco później dowiaduje się, że wytwarzany jest w elektrowni i
poprzez sieć energetyczną naziemną lub podziemną, stacje
przekaźnikowe i transformatorowe „wchodzi” do naszego
mieszkania. Wytwarzany – co to właściwie oznacza? Najkrócej, aby
uzyskać energię elektryczną musimy przetworzyć inny rodzaj
energii. Stąd podział elektrowni ze względu na źródło energii
pierwotnej na konwencjonalne i niekonwencjonalne (źródła
odnawialne).
Do tych pierwszych należą elektrownie węglowe, gazowe i jądrowe.
W skład niekonwencjonalnych wchodzą elektrownie słoneczne,
wiatrowe, wodne i geotermiczne. Jak widzimy, wybór -
przynajmniej teoretycznie - źródła pierwotnej energii jest duży.
Jak jest natomiast w praktyce? Nie od dziś funkcjonuje w naszym
kraju powiedzenie, że „Polska węglem stoi”. Stąd naturalnym
wyborem, jako paliwa do wytwarzania prądu, stał się węgiel. Nie
może dziwić też fakt, że około 90% energii elektrycznej
pozyskiwane jest w elektrowniach węglowych. I wszystko byłoby
super (paliwo na miejscu, w miarę tanie), gdyby nie nieszczęsne
produkty spalania tegoż węgla, jak chociażby SO2, NOx,
pyły i „osławiony” dwutlenek węgla. Dzięki zastosowaniu
nowoczesnych filtrów kominowych, katalizatorów poradzono sobie z
tymi pierwszymi niebezpiecznymi produktami, niwelując w ten
sposób problem kwaśnych deszczy. Pozostał dwutlenek węgla,
którego emisji do tej pory nie udało się wyeliminować w
procesach spalania, a który niestety stanowi największy składnik
światowych emisji gazów cieplarnianych.
Z kolei elektrownie gazowe przy prawidłowo prowadzonym procesie
spalania gazu w turbinie gazowej nie stwarzają tak dużego
zagrożenia dla środowiska (emisja CO2 jest niższa o
około 40% w stosunku do elektrowni węglowych). Odpady powstające
w procesie wytwarzania energii elektrycznej mogą być odzyskiwane
w rafinerii (oleje odpadowe). Do niewątpliwych zalet elektrowni
gazowych należą również szybsza i tańsza budowa, wyższa (nawet o
około 20%) sprawność układu przetwarzania energii. Co za tym
idzie, mamy mniejsze wymagania układu chłodzenia – zużywana jest
mniejsza ilość wody i elektrownie można stawiać z dala od dużych
zbiorników czy cieków wodnych. Niewątpliwą wadą jest koszt
samego gazu. W Polsce póki co nie mamy zbyt wielu elektrowni
gazowych, a te, które są, dostarczają energię elektryczną (i
cieplną) na niewielkim obszarze. W planach są nowe o większej
mocy. Co ciekawe, u naszych zachodnich sąsiadów takowe
elektrownie się zamyka…
Elektrownie jądrowe – to nie tylko Czarnobyl i Fukushima. Kiedy
będą u nas...? I znowu, w Niemczech Bundestag zatwierdził
odejście od energii jądrowej. Do końca roku 2022 wszystkie
niemieckie elektrownie jądrowe mają zakończyć pracę. Z kolei w
Finlandii, Wielkiej Brytanii, Francji powstają nowe. I jak to
wytłumaczyć? A do tego koszt budowy elektrowni jądrowej jest
ponad dwukrotnie większy aniżeli nowoczesnej elektrowni węglowej
o tej samej mocy.
To może w końcu przerzucimy się na energię odnawialną? Cykl
artykułów „Ekologicznie = ekonomicznie?” wyraźnie ukazał, że i
te rozwiązania są wciąż bardzo niedoskonałe i zwyczajnie
nieekonomiczne. Jedynie duże elektrownie wodne mogą stanąć w
szranki z konwencjonalnymi elektrowniami. Koszt jednostkowy
wytworzenia energii w takiej elektrowni należy do najniższych.
Niestety największym problemem jest odpowiednie „ulokowanie”
takiej elektrowni.
Wyliczenia ekonomiczne wyliczeniami, ale Unia Europejska pcha
nas coraz mocniej w „objęcia” energii odnawialnej i ograniczania
emisji dwutlenku węgla. Musimy sobie uświadomić, że prędzej czy
później będziemy musieli zmniejszyć udział węgla w strukturze
paliw, w przeciwnym razie Polska będzie zmuszona do zakupu
uprawnień do emisji CO2 lub do budowy instalacji
służących wychwytywaniu i składowaniu dwutlenku węgla w
głębokich strukturach geologicznych (pierwsza polska instalacja
pilotażowa CCS ma dopiero powstać…).
W opublikowanym 3 marca 2010 r. komunikacie Komisji Europejskiej
„Europa 2020 – Strategia na rzecz inteligentnego i
zrównoważonego rozwoju sprzyjającego włączeniu społecznemu”
podkreślona została m.in. rosnącą potrzeba racjonalnego
wykorzystywania zasobów. Przyczynić ma się do tego zmniejszenie
emisji gazów cieplarnianych o 20% w porównaniu z poziomami z
1990 r.; zwiększenie do 20% udziału energii odnawialnej (OZE) w
ogólnym zużyciu energii; dążenie do zwiększenia efektywności
energetycznej o 20% - to tzw. Pakiet 3x20. „Europa 2020” to
także działania mające na celu poprawę sytuacji ekonomicznej w
Europie, w tym obniżenie stopy bezrobocia i poziomu ubóstwa,
zwiększenie dynamiki rozwoju PKB, poprawę edukacji. Nic tylko
przyklasnąć!!! Czy to, aby nie jest tylko idée fixe?
W celu realizacji wyśrubowanych wymagań przewidzianych w
polityce klimatycznej Unii Europejskiej niezbędna jest
modernizacja konwencjonalnych źródeł wytwórczych, budowy źródeł
niskoemisyjnych oraz promocji odnawialnych źródeł energii
elektrycznej. Póki co wszystkie te działania są bardzo kosztowne
i mają/będą miały bezpośrednie przełożenie na kształtowanie się
cen energii. A nic tak nie boli, jak wysoki rachunek. Cóż tam
zwykły Kowalski, najgorzej wychodzą na tym przedsiębiorstwa
zaliczane do branży energochłonnych. Dla rozwoju przemysłu
najważniejsza jest niska cena energii, póki co niemożliwa do
osiągnięcia w oparciu o drogie zero- lub niskoemisyjne
technologie. Czy w związku z tym może dziwić fakt przenoszenia
zakładów pracy poza teren Unii Europejskiej? Wynika z tego, że
radykalna polityka ograniczania emisji CO2 jest
zabójstwem dla konkurencyjności europejskiej gospodarki w
stosunku do przedsiębiorstw działających poza Unią Europejską –
w krajach niezaangażowanych w działania zmierzające do
ograniczenia szkodliwości technologii energetycznych. Nie od
dziś wiemy, że za największą emisją dwutlenku węgla do atmosfery
stoją Chiny, Indie i Stany Zjednoczone. Są to kraje, których nie
interesuje „Europejski pakiet energetyczno-klimatyczny”. Można
więc zapytać po co to? Walka ze zmianami klimatycznymi?
Uniezależnienie się od zewnętrznych dostaw surowców, a przez to
osiągnięcie stabilności i bezpieczeństwa energetycznego? Czy
może jakiś lobbing?
Redukcja emisji gazów cieplarnianych ma przyczynić się do
zmniejszenia globalnego ocieplenia i zapobiegnie wzrostowi
poziomu morza, a także zwiększonemu występowaniu ekstremalnych
zjawisk pogodowych. Może i tak, choć są opinie iż zwiększona
zawartość dwutlenku węgla w atmosferze wywołuje wiele efektów
pożytecznych dla naturalnej roślinności oraz środowisk
zwierzęcych. A co powiecie Państwo na to, że emisje CO2
z obszaru Unii to zaledwie 7 proc. w skali globalnej? Ktoś
powie, dajmy przykład światu…
W takim razie zaczniemy od uniezależnienia się od zewnętrznych
dostaw surowców? Ta idea wydaje się być rzeczywiście słuszną,
bowiem niestabilna sytuacja międzynarodowa oraz zmienne ceny
surowców kopalnych sprawiają, że Europa potrzebuje
samowystarczalności energetycznej. Tylko jakich „surowców” mamy
pod dostatkiem i to nie tylko w Europie? Tak, tu chodzi o
odnawialne źródła energii. Żeby je wykorzystać, tak aby zapewnić
samowystarczalność energetyczną, niezbędne są/będą nowe
inwestycje. Nowe inwestycje umożliwiają rozwój gospodarki,
aktywizację zawodową i tworzenie nowych miejsc pracy. Jednak te
nowe inwestycje to także olbrzymie wydatki. Czy warto ponieść
wyższe koszty na początku, aby w następnych latach czerpać
korzyści z przeprowadzonej inwestycji? Jedni twierdzą, że tak,
drudzy uważają, że to zbyt duże koszty, których nikt dokładnie
jeszcze nie policzył. Możemy, co najwyżej znaleźć w Internecie
informację, że według ostrożnych szacunków koszty dostosowania
do wymogów unijnych wahają się w przedziale od 5 do 13 miliardów
złotych rocznie. Nie muszę chyba dodawać, że poniosą je przede
wszystkim odbiorcy energii. Za to czekają nas niższe rachunki???
Kiedy???
Pozostał nam lobbing – nacisk „zielonych”, różnej „maści” firm
doradczych i producentów technologii do przetwarzania energii
odnawialnej (którzy wyczuli olbrzymi interes) sprawił, że mamy wydać
na technologie grube pieniądze? W tym roku kończy funkcjonowanie
obecne programowanie Funduszy Europejskich, trwające od 2007 r., a
nowa perspektywa finansowa zostanie rozpisana na kolejne siedem lat
od 2014 do 2020 r. Będzie o co się bić. Z pewnością w tym systemie
odnalazły się też i polskie firmy produkujące i eksportujące
urządzenia w takich branżach jak kolektory słoneczne, kotły na
pelety i brykiety, elementy elektrowni wiatrowych itp.
Póki co, idealnym rozwiązaniem wydaje się być powiązanie energetyki
konwencjonalnej (u nas opartej na węglu i gazie – może z łupków) z
energetyką odnawialną i stopniowe wycofywanie się z tej pierwszej.
Aby wybrać odpowiednią technologię, należałoby również obliczyć
koszt jednostkowy produkcji wytwarzania energii elektrycznej i/lub
ciepła, przy którym uwzględnimy cały okres funkcjonowania obiektu,
obejmujący czas budowy i eksploatacji. Będą nas przy tym interesować
całkowite koszty poniesionych nakładów inwestycyjnych (także te
związane z likwidacją obiektu) i kosztów eksploatacyjnych wraz z
kosztami oddziaływania na środowisko.
Ponieważ koszty będą i tak duże, wymagana będzie długofalowa
strategia i konsekwentne jej wdrażanie przez wiele lat. Czy to
realne… (patrz wdrażanie Ustawy „śmieciowej”).
To może zaczniemy od siebie, ograniczmy emisję CO2 i
zużycie energii – Polacy na rowery! Polacy sadzą drzewa! Polacy
kupują towary w opakowaniach po recyklingu!
Czy w ogóle zwracamy jeszcze uwagę na tego typu hasła? Czy też we
wszechogarniającym nas zalewie reklam w ogóle nie przyswajamy tego
typu nawoływań, myśląc, że dotyczą one (zawsze) kogoś innego?