Jednym z najbardziej egzotycznych krajów Europy pozostaje ciągle Albania, do której, mimo niewielkiej odległości (ok. 1200 km jazdy samochodem od granicy w Cieszynie do granicy albańsko-czarnogórskiej), polscy turyści nadal docierają stosunkowo rzadko. Jest to pewnie konsekwencją poprzedniej epoki, kiedy to Albania była krajem praktycznie zamkniętym dla obcokrajowców, na wzór obecnej Korei Północnej, rządzonym twardą ręką przez Envera Hodżę (fot. 1).

 

fot. 1. Tow. Enver Hodża

 

Ten na pewno nieprzeciętny człowiek, urodzony w 1908 roku w mieście Gjirokastër, (bardzo ładne, położone na wzgórzach, zwane miastem „srebrnych dachów”), jako syn muzułmańskiego handlarza suknem, pełniący formalnie funkcję I sekretarza Albańskiej Partii Pracy, rządził w sposób autokratyczny swoim krajem przez blisko 41 lat, od wyzwolenia spod niemieckiej i włoskiej okupacji, aż do swojej śmierci (naturalnej, co dość rzadkie dla tego typu przywódców) w kwietniu 1985 roku.

Po objęciu pełni władzy w 1945 roku, w wyniku „prawdziwie wolnych” wyborów, do udziału w których nie dopuszczono żadnych ugrupowań opozycyjnych (zresztą ich działacze w znacznej mierze kwaterowali już w lochach twierdzy górującej nad Gjirokastër), nawiązał bliską współpracę z sąsiednią Jugosławią i Związkiem Radzieckim.

Po rozłamie w bloku komunistycznym w roku 1948 opowiedział się za stalinowskim Związkiem Radzieckim, przeciwko Jugosławii kierowanej przez Josipa Broz-Tito, co pozwoliło m.in. na uniknięcie spłaty zaciągniętych w tym ostatnim kraju pożyczek. Śmierć wodza światowego komunizmu w 1953 roku i krytyka jego osoby wygłoszona w zjazdowym referacie Nikity Chruszczowa (w 1956 r.), spowodowała ochłodzenie stosunków ze Związkiem Radzieckim, a ostateczne ich zerwanie nastąpiło w dobrze dobranym momencie, w okresie „kryzysu kubańskiego” w 1961, kiedy zajęci nim Rosjanie jakoś pogodzili się z utratą nadziei na spłatę kredytów udzielonych Albanii, a przy okazji okrętów podwodnych i torped (fakt, że przestarzałych), zatrzymanych przez Albańczyków w bazie morskiej we Vlorze.

 

Z kimś wypadało się jednak przyjaźnić, z czyjejś pomocy korzystać przy rozbudowie przemysłu i gdzieś pożyczać pieniądze. W połowie lat 60-tych Enver Hodża postawił więc na Chiny, sojusznika dość dalekiego i „nieznacznie” od siebie większego. Współpraca ta trwała do 1978 roku, bowiem po śmierci Mao Tse-tunga pragmatyczny nowy kurs chińskiego kierownictwa i proces „bandy czworga” był nie do zaakceptowania dla fanatycznego, coraz bardziej popadającego w obsesję „oblężonej twierdzy” albańskiego przywódcy.

 

I w taki oto sposób Albania została na arenie międzynarodowej zupełnie sama, a uniknięcie spłaty zaciągniętych w Chinach kredytów na pewno nie rekompensowało braku już jakiekolwiek sojusznika, chętnego do dalszej współpracy.

Wokoło sami wrogowie, czyhający tylko na pretekst do agresji na mały, osamotniony kraj, może nie mlekiem i miodem płynący, ale na pewno pozbawiony wszystkich zgubnych elementów „moralnej zgnilizny”, typu telewizja, prywatne samochody, możliwość zagranicznych wyjazdów czy wyznawania jakiejkolwiek religii.

Trzeba było się więc odpowiednio przygotować do obrony, przynajmniej przed amerykańskimi imperialistami, sowieckim odszczepieńcami i jugosłowiańskimi rewizjonistami, bo przed Chińską Armią Ludową, ze względu na odległość, raczej już nie.

I tu w głowie tow. Envera pojawia się pomysł budowy żelbetowych schronów bojowych, pod ambitnym hasłem „bunkier dla każdej rodziny”.

 

Ile ich powstało w ciągu kilku lat, na przełomie dekady 1970/1980?

Nikt chyba tego nie zliczył, szacunki wahają się od 400 do 800 tysięcy, co biorąc pod uwagę ówczesną liczbę mieszkańców kraju (ok. 3 mln), daje wskaźnik ok. 4 ÷ 8 osób na bunkier. Oznacza to, uwzględniając wielodzietność albańskich rodzin, że postawione przed społeczeństwem zadanie zostało wykonane w 100%, nieporównanie lepiej niż powstały w tym samym okresie nasz, przyjęty na VI Zjeździe PZPR w grudniu 1971 roku, program budownictwa, realizowany pod podobnym hasłem „mieszkanie dla każdej rodziny”, który zawalił się już w 1981 roku.

Porównanie to nie jest zresztą takie bezsensowne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Wg informacji od pamiętających dobrze tamte czasy Albańczyków, koszt realizacji takiego grzybkowatego, przypominającego tęgoskóra pospolitego lub purchawkę, bunkra odpowiadał w przybliżeniu kosztom powstania małego mieszkania w budynku wielorodzinnym, a cały program „bunkryzacji kraju” pochłonął ok. 3,5 miliarda ówczesnych dolarów.

 

Większość z tych budowli, w których wg strategicznych założeń albańska rodzina, tradycyjnie przechowująca pochodzącą jeszcze z czasów II wojny broń palną, powinna dać skuteczny odpór ewentualnym agresorom, przetrwała do naszych czasów. Nawet prowadząc ogień krzyżowy, wszak 400 ÷ 800 tys. bunkrów przypadających na ok. 27.500 km² lądowej powierzchni kraju, daje wskaźnik od 14 do 28 bunkrów na każdy kilometr kwadratowy.

 

Witają one przybyszów już na samych granicach kraju (fot. 2) i stanowią sporą atrakcję turystyczną, a w stolicy kraju Tiranie jeden z nich został eksponatem ulicznego „Mauzoleum Komunistycznej Izolacji” (fot. 3 i 4).

 

fot. 2. Typowy „jednorodzinny” bunkier na podwórku wiejskiego gospodarstwa już kilkaset metrów od przejścia granicznego z Czarnogórą

 

 

fot. 3 i 4. Tirańskie Mauzoleum Komunistycznej Izolacji, zlokalizowane w byłej dzielnicy rządowej i jego główny eksponat, podświetlony spod szkła, elegancki bunkier

 

Solidnie zbudowane, rozsiane gęsto po zboczach skalistych gór (fot. 5), lasach, polach, podwórkach wiejskich gospodarstw pełnią niekiedy rozmaite funkcje użytkowe, zależne od lokalizacji. Na wsiach wykorzystywane są często jako silosy na zboże czy kartofle lub pomieszczenia dla domowego inwentarza, który spokojnie pomieści się przytulnym betonowym wnętrzu (fot. 6), na polach mogą służyć za nocne schronienie pasterzom, w lasach jako przejściowe magazyny przygranicznych przemytników, przy szkolnych boiskach jako przechowalnie sprzętu sportowego, w miejskich parkach miejsca zabaw dzieci, schadzek zakochanych par lub nawet jako niewielkie lokale gastronomiczne (fot. 7). Do innych ciekawych sposobów można też zaliczyć wykorzystanie odciętej kopuły jako donicy do kwiatów (fot. 8) lub nawet na cmentarzu, jako postumentu pod nagrobny pomnik.

 

fot. 5. Błękit nieba, błękit morza, skaliste góry, kolczaste krzaki i … oczywiście bunkier

 

fot. 6. Wnętrze niewielkiego bunkra, na razie jeszcze niezaadaptowanego na żadne cele użytkowe

 

fot. 7. Always „Coca cola” ?

 

fot. 8. Jest takie polskie, popularne powiedzenie, że „komuś palma odbiła” …
Towarzysz Hodża pewnie w swoim grobie na cmentarzu Shatrri się przewraca.

 

Część schronów jest jednak obecnie sukcesywnie rozbierana, zwykle chałupniczymi metodami, przez podpalanie starych opon (pękanie betonu wskutek naprężeń termicznych), wysadzanie (zaimprowizowane z worków nawozów potasowych prymitywne bomby burzące) czy młotami ręcznymi. Gruz raczej nie na wiele się przyda, ale stal, której w pojedynczym „grzybku” może być nawet 2 tony, to w przeżywającej budowlany boom Albanii łakomy kąsek, możliwy do spieniężenia w skupie nawet za kilkaset euro. Tak, właśnie euro, które jest praktycznie jedyną walutą w tym kraju[1], mimo, że ten nasz obecny sojusznik z NATO (przyjęty 1 kwietnia 2009 roku, przyjęty naprawdę, wcale nie na prima aprilis), do Unii jeszcze nie należy, a o wejściu do strefy euro nie ma co nawet marzyć.

 

Zdecydowany gorszy los spotkał większe fortyfikacje, wzniesione na morskim wybrzeżu Albanii, które miały dać odpór wojskom desantowym pobliskiej Jugosławii lub dalej położonych śmiertelnych wrogów.

 

Szybko rozwijający się kraj, dysponujący długim wybrzeżem ciepłego Morza Jońskiego i Adriatyku, stawiający w znacznej mierze na turystykę, musiał rozwinąć przyplażowe budownictwo hotelowe. Eleganckie hotele (bo, jak twierdzą złośliwi, mafijne włoskie pieniądze trzeba jakoś przeprać) i te małe, typu pensjonatowego, rodzinne hoteliki (bo zarobione na Zachodzie pieniądze trzeba jakoś zainwestować, wszak wszystkiego nie wydało się na sprowadzonego starego mercedesa, którego posiadanie jest właściwie obowiązkowe, fot. 9[2]), powstają jak grzyby po deszczu.

 

fot. 9. No bo czym innym można jeździć, przecież nawet za nowym passatem dziewczyny się nie odwrócą

 

Przyspieszona rozbiórka potężnych nadmorskich fortyfikacji okazała się więc koniecznością. Dała miejsce pod nowe inwestycje i zapewne także stal kształtową do ponownego wykorzystania. Gruz, jako mniej potrzebny na razie został, jedynie trochę przepchnięty w stronę linii wody (fot. 10), bo do hotelu trzeba jeszcze dobudować pomost z panoramiczną restauracją, urządzić promenadę, itd. Może cierpi na tym trochę spaczone, zachodnioeuropejskie poczucie estetyki, ale spacer czy kąpiel w takiej scenografii pozostają niezapomniane (fot. 11).

 

fot. 10. Hotele już są ….

 

fot. 11. Wymarzone miejsce na spacer brzegiem morza w kurorcie Saranda
(ale tylko w dzień, nocą szkoda byłoby wydłubać sobie oko o wyprute druty)

 

W sytuacji ekonomicznej ogarniętej recesją Europy i szerzącego się bezrobocia ważne jest tworzenie nowych miejsc pracy. I wydaje się, że tu właśnie Albania oferuje bardzo szerokie perspektywy, co sami sprawdziliśmy. Jako przedstawiciele branży budowlanej, nie czekając nawet na formalny angaż, samorzutnie, w trakcie urlopu uporządkowaliśmy kawałek wybrzeża, układając w stosy betonowe bloczki, czy przepychając na właściwe miejsce porzuconą koparkę (marki Liebherr, ale to można zrozumieć, bo Daimler-Benz nie produkuje koparek), fot. 12 i 13.

 

fot. 12. W Egipcie przenosili już większe …

 

fot. 13. Gdzie diabeł nie da rady, kobieta … ,
– po chwili koparka była już we właściwym miejscu, a plac budowy uporządkowany

 

Na koniec, trzeba jednak napisać parę słów na poważnie.

 

O tym, czy paranoiczny pomysł z pokryciem kraju bunkrami, na jaki wpadł sekretarz Hodża należy zakwalifikować do budowli potrzebnych czy zbędnych, zdecydujcie drodzy Czytelnicy sami.

 

Ale sama Albania naprawdę warta jest zwiedzenia, byle powoli, bo dziur w drogach mają jeszcze więcej niż u nas.

 

Dlaczego namawiam na wycieczkę do tego kraju? Bo takich miejsc jak Szkodra, Gjirokastër, Krujë, Durrës, czy Vlorë w Europie nie ma już za wiele, a charakterystyczna południowa gościnność Albańczyków, nie zduszona jeszcze przez zalew „turystycznej stonki” spowoduje, że pobyt w tym kraju na pewno będziecie Państwo wspominać mile.

 

 

 

[1] przyp.red. – oficjalna waluta Albanii 1 lek = ok. 0,007 euro

[2] przyp.red. – Albania zwana jest przez turystów „krajem bunkrów i mercedesów”.