Wróciłem niedawno z Wrocławia, gdzie prowadziłem zorganizowane przez firmę „Butorg", seminarium na temat szacowania wartości zamówienia publicznego na roboty budowlane. Lubię takie seminaria, bo najczęściej spotykam na nich kolegów po fachu, więc wykład jest często przerywany pytaniami, wywołującymi ciekawą dyskusję. Bo przecież zebrani, podobnie jak ja, przestudiowali rozporządzenia dotyczące kosztorysowania inwestorskiego w zamówieniach publicznych, więc trudno oczekiwać, że będą wysłuchiwali oczywistości, zrozumiałych dla każdego, kto posiadł sztukę czytania. Dlatego, prowadząc seminarium, bacznie przyglądam się zgromadzonym, którzy grzecznie wysłuchawszy porcji oczywistości, zaczynają się niespokojnie wiercić i pytaniami zaczynają mnie naprowadzać na te elementy przepisów, które dla mnie też nie są na tyle zrozumiałe, żebym mógł udzielić jednoznacznej odpowiedzi. W takiej sytuacji, staram się w dyskusji wypracowywać jakieś w miarę rozsądne rozwiązania, bo przecież zgromadzeni muszą jakoś tworzyć swoje dzieła kosztorysowe, gdyż nasi klienci, czyli inwestorzy publiczni, nie będą przecież czekać na rozwiązania ministerialne! Z wielu ciekawych problemów poruszonych na tym seminarium uznałem, że wypada opisać debatę nad problemami związanymi z definicją 9-tą, podaną w rozporządzeniu Ministra Infrastruktury, tym, jak się już chyba (mam nadzieję przyjęło) – „majowym”[1].

 

Przypominam tę definicję i cyt.: „Założenia wyjściowe do kosztorysowania - należy przez to rozumieć dane techniczne, technologiczne i organizacyjne, nieokreślone w dokumentacji projektowej oraz specyfikacji technicznej wykonania i odbioru robót, a mające wpływ na wysokość wartości kosztorysowej” kon. cyt.

Doszliśmy w czasie dyskusji, do zgodnego wniosku, że po ostatnim przecinku powyższego zdania, brakuje tylko okrzyku: „Jezus, Maria, a co to za dokumentacja”! Ale to nie wszystko, co wygłosili zebrani, bo za poważne niedomówienie uznali także brak w rozporządzeniu określenia osoby autora tych założeń. No bo chyba nie będzie nim inwestor, na przykład dyrektor szkoły, któremu najpewniej się nie uda uzupełnić dokumentacji projektowej „w nieokreślone dane techniczne, technologiczne i organizacyjne”. To może powinien to zrobić kosztorysant, o którym w rozporządzeniu majowym ani słowa?! Ale jeśli kosztorysant, to czy nie za wiele wymagamy od tej nie najważniejszej w procesie projektowania postaci?

 

Rozporządzenie majowe, regulujące metodykę opracowania kosztorysu inwestorskiego (między innymi), nie ustala także osoby autora kosztorysu. W ustawie „Prawo zamówień publicznych” postanowiono, że inwestor powinien posiadać taki kosztorys; natomiast nigdzie nie napisano, kto ma ten kosztorys opracować. Z przedmiarem jest trochę lepiej, bo za to opracowanie, jako obligatoryjnej, składowej części projektu wiadomo, że jest odpowiedzialny projektant, o czym stanowi odpowiedni paragraf rozporządzenia wrześniowego[2]! No, a kosztorysu, a w konsekwencji i nieszczęsnych założeń wyjściowych do kosztorysowania niestety nie! Podobnie rzecz się ma, ze „specyfikacją techniczną wykonania i odbioru robót”, ale z tym problemem przeniosłem się do oddzielnego tekstu, który napisałem językiem, w miarę moich możliwości, mniej rozrywkowym[3].

 

Wracając do założeń kosztorysowych, których załączenia do kosztorysu wymaga rozporządzenie majowe, doszliśmy na seminarium do następujących wniosków:

 

  1. Założenia wyjściowe, będą zmuszeni kosztorysanci (niestety!) opracowywać jednostronnie, jako dokument autorski, skonsultowany z projektantem, o ile ten zechce nam udzielić takowej konsultacji, bo wcale nie musi.
     
  2. Nie możemy liczyć na udział inwestora w wytworzeniu tego dokumentu, bowiem jego podpis wnosiłby współodpowiedzialność za jakość dzieła, więc w sytuacji kiedy takiego współudziału rozporządzenie nie wymaga, to trudno będzie znaleźć chętnego. Oczywiście nie można wykluczyć w szeregach inwestorów publicznych obecności hobbystów.
     
  3. Bardzo liczymy, że z zacytowanej wyżej definicji, przy najbliższej nowelizacji przepisów, zostaną wykreślone „dane techniczne” jako nie ujęte, bo co to za dokumentacja?!
     
  4. Dane technologiczne i organizacyjne, mamy nadzieję odnaleźć w specyfikacjach technicznych wykonania i odbioru robót, o ile projektanci nie potraktują definicji założeń wyjściowych jako dyspensy od obligatoryjnej zawartości tego opracowania zamieszczonej w rozporządzeniu wrześniowym. No bo z definicji 9-tej wynika, że w specyfikacji technicznej wykonania i odbioru robót może zabraknąć ustaleń technologicznych i organizacyjnych, o których mowa właśnie w rozporządzeniu wrześniowym!
     
  5. Przydałby się wzorzec, opisujący zawartość założeń wyjściowych do kosztorysowania, bo tych, którzy ją znają z czasów PRL, coraz mniej na tym świecie.

 

I na tym zakończyła się debata, jak to mówią niektórzy, – w temacie założeń wyjściowych!

Takie to mamy debaty na spotkaniach seminaryjnych, na których omawiamy rozporządzenia majowe i wrześniowe, kiepskie z winy Platformy Obywatelskiej, co jest oczywiste (J. Kaczyński-licentia poetica).

 

Wszystko to o czym wyżej, czyli mówiąc delikatnie opis niedoskonałości normatywów rządowych powoduje, że będę zmuszony w dalszym ciągu wypisywać, takie różne „filipinki”, jak to mawia , obnoszący się z wrodzonym sobie wdziękiem, pewien pan poseł zaopatrzony w operowe imię (Vincenzio Bellini - chyba "Purytanie" proszę sprawdzić w encyklopedii, najlepiej muzycznej)!

 

Ale zdarzają się inne debaty, tyle że na tematy bardziej ogólne. Bo chociaż kosztorysowanie jest ciekawą dyscypliną techniczno-ekonomiczno-prawną, to ileż to godzin można o nim gadać?

Dlatego na innym spotkaniu seminaryjnym dotyczącym oczywiście też kosztorysowania, zmieniając temat dla dania zebranym odrobiny wytchnienia, palnąłem, że jestem słuchaczem wielu rozgłośni radiowych, a najczęściej słucham TOK FM i Radia Maryja!? Na takie dictum, jeden z uczestników orzekł dosadnie, że mam dziwne predyspozycje, a jego zdaniem, jest to czysty sado-masochizm. Pozostali uczestnicy owego seminarium tych moich predyspozycji, czy też skłonności nie oceniali, a tylko mieli bardzo niewyraźne miny. W opisanej sytuacji odczułem potrzebę rzecz wyjaśnić, w miarę możliwości szerzej! Przy okazji, także Sz. Czytelnikom „Buduj z Głową” na wypadek, gdyby informacja o moich dziwnych predyspozycjach się rozniosła! „Predyspozycje” - to w ostatnich czasach określenie paskudne, groźne i niebezpieczne. Dlatego od razu, i tak na wszelki wypadek oświadczam, że z kolegami chodzę wyłącznie na wódkę, natomiast spotkania z koleżankami zaliczam do bardzo miłych, ale niestety już tylko wspomnień.

Wracając jednak do rzeczy wyjaśniam, że stacji TOKFN-u słucham w dzień, w pracy, bo interesuje mnie polityka no i dobra publicystyka. Natomiast Radia Maryja, słucham nocą i to ze względów, że tak powiem wyłącznie zdrowotnych, co uzasadniam następująco:

Przez całe moje dosyć długie życie w PRL, zasypiałem, trzymając przy uchu radio, przez które „leciały” najprzeróżniejsze ”wrogie teksty”. Starsi pamiętają, jakie one były. Jeśli nie, to przypominam wrogie stacje radiowe. A więc były to: BBC, Wolna Europa, Radio France Internationale i co tam jeszcze. Doszedłem do takiego stanu psychicznego, że nie mogłem zasnąć, bez wrogiego tekstu przy uchu. Jak te pieski sławnego Pawłowa, którym wprawdzie chodziło nie tyle o sen, ile o żarcie. Wiadomo, o co chodzi!

Po obaleniu bolszewizmu i likwidacji wrogich stacji, srodze cierpiałem (z powodów opisanych wyżej) zapadłszy na bezsenność. Zasypiałem dopiero nad ranem. Mój Boże i to przez tyle lat. Męka! I raptem, przed siedmioma laty, niechcący, natrafiłem na stację „Radio Maryja”. „Lecące” z owego radia teksty publicystyczne, okazały się, już nie jak powyższe wrogie, ale w wielu przypadkach realizowane w kolizji z prawdą i co najgorsze - często i ze zdrowym rozsądkiem. Z tej oceny oczywiście wyłączam, co chyba zrozumiałe, audycje religijne!! Natomiast reszta, a głównie, pożal się Panie Boże, wspomniana publicystyka (zwłaszcza z zakresu ekonomii) z udziałem prelegentów solidnie habilitowanych, okazała się dla mojej nadwątlonej konstytucji zbawienna, bowiem słuchając tejże, zacząłem zapadać szybko w mocny sen. Szczególnie mocno i szybko usypiające, były debaty z udziałem postaci znajdujących proste sposoby na odnalezienie drogi do dobrobytu, a także pomysły polityczne, społeczne i gospodarcze osób obdarzonych przez Najwyższego nadgeniuszem politycznym. Inna sprawa, że zasnąwszy, miewałem i miewam, senne koszmary takie troszeczkę męczące, ale lepsze to od straszliwej bezsenności. Że też ten mój głupi łeb, tak to wszystko do podświadomości pakuje!

No i zrodził się dylemat, co począć?

Co bym o tej szacownej stacji radiowej nie sądził, nie da się ukryć, że jestem jej wiernym słuchaczem. No, niby nie tak do końca, bo to .... szybkie zasypianie.

Oczywiście koszmarne sny są kosztem mojej terapii, ale przyjmuję je w pokorze.

Zastanawiam się, czy, z uwagi na powyższe, nie powinienem zapisać sobie podawanych przez owo radio numerów kont i wpłacać na tak zwaną rzecz? No bo chyba, za każdą terapię wypada zapłacić?

A może......, Narodowy Fundusz Zdrowia, zechciałby... za mnie, bo płacę składki podwójne jako emeryt i jako pomiot gospodarczy (to nie jest literówka!)?

Rety kasza, żeby minister zdrowia tego tekstu nie przeczytał, bo wtedy apetyt znanego Dyrektora położy budżet na łopatki!

 

I takie to miewamy dylematy, jak z powyższego widać, nie tylko kosztorysowe!

 

 

 

[1] - Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 18 maja 2004r. w sprawie określenia metod i podstaw sporządzania kosztorysu inwestorskiego, obliczania planowanych kosztów prac projektowych oraz planowanych kosztów robót budowlanych określonych w programie funkcjonalno-użytkowym (Dz.U. nr 130, poz.1389)

 

[2] - Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 2 września 2004r. w sprawie szczegółowego zakresu formy dokumentacji projektowej, specyfikacji technicznych wykonania i odbioru robót budowlanych oraz programu funkcjonalno-użytkowego (Dz.U. nr 202, poz.2072 i z 2005 r. nr 75, poz.664)

 

[3] - przyp. red. – artykuł „Specyfikacja techniczna wykonania i odbioru robót budowlanych" - M. Paradowski