W marcu br. Stowarzyszenie Kosztorysantów Budowlanych zorganizowało ciekawą konferencję pod dosyć skomplikowanym tytułem, a mianowicie „Praktyczne aspekty sporządzania przedmiarów i kosztorysów w zamówieniach publicznych”. Inaczej rzecz ujmując - podejmującą próbę oceny poprawności tych opracowań. Oczywiście Wasz felietonista uczestniczył w tym zgromadzeniu, a nawet wygłosił jeden z sześciu referatów.

Konferencję rozpoczął Honorowy Prezes SKB dr Olgierd Sielewicz referatem o znaczeniu przedmiotowych dokumentów. Zaczął od Witruwiusza, czym sprawił mi dużą przyjemność, bowiem ja pierwszy, przed laty, odkopałem tego wspaniałego, rzymskiego architekta (i nie tylko). Ów Witruwiusz narzekał na współczesne mu rzymskie kosztorysowanie, skutkujące permanentnym przekraczaniem zaplanowanych wcześniej kosztów budowania, w odróżnieniu od ideału jaki funkcjonował w starożytnym Efezie. Ten wstęp wygłoszony przez referenta, pozwolił nam zadumać się nad naszym polskim kosztorysowaniem i skonstatować nasze bardzo bliskie związki z kosztorysowaniem rzymskim i niestety ogromnie dalekie od efeskiego.
Referent przypomniał, że w zamówieniach publicznych na mocy obowiązujących od przeszło sześciu lat przepisów, powinny funkcjonować tylko cztery rodzaje kosztorysów, a mianowicie: inwestorski, ofertowy, zamienny i powykonawczy. Tymczasem autorzy tych dzieł, z uporem godnym lepszej sprawy wytwarzają jakieś kosztorysy nakładcze, czy ślepe. Przy okazji dostało się też pewnemu wysokiemu resortowi, który w końcu 2010 roku, wyprodukował rozporządzenie nakazujące obliczanie wartości kosztorysowej dla takich składników siedmiopunktowego zbioru WKI, jak pozyskanie działki budowlanej, preliminarzy wyposażenia, czy obsługi projektowej i inwestorskiej. Stąd płynie smutny wniosek, że kłopoty z nazewnictwem składników dokumentacji kosztowej i kosztorysowej mają nie tylko szeregowi kosztorysanci!

Kolejny referent - kol. Piotr Montewski, bardzo obszernie omawiając przedmiar stwierdził, że jest on jedną z podstaw do sporządzenia kosztorysu inwestorskiego, a także przyszłych ofert, natomiast nie powinien być traktowany jako element opisujący, bądź uszczegółowiający przedmiot zamówienia, bowiem tę rolę pełni projekt i specyfikacja techniczna wykonania i odbioru robót. Wprawdzie ten problem kładła nam wielokrotnie do głowy pani mec. Łucja Lapierre, ale jak mawiali znowu ci Rzymianie repetito est mater studiorum!
Referent podał ponadto szereg ciekawych analiz i propozycji, dla których niestety zbyt mało miejsca w tej krótkiej relacji z konferencji.

Wasz felietonista, a także referent (kłopotliwym jest napisanie kol. Paradowski, bo jak tu się kolegować z sobą samym, chyba w lustrze przy goleniu) zajął się robotami podstawowymi i tymczasowymi. Pragnął rzecz uporządkować i usystematyzować, bo sprawa nie jest wszystkim znana, a ponadto rozszerzyć katalog robót tymczasowych. A więc oczekiwał uporządkowania tej sprawy przez wiadomy resort. Niestety spotkał się w dyskusji z opozycją, w której jeden z cieszących się dużym autorytetem dyskutantów uznał, że oczekiwania referenta są nieuzasadnione i o ile dobrze go zrozumiałem należy pozostawić tę kwestię w stanie jakim jest. To znaczy - jak ktoś wyodrębni w przedmiarze robót roboty tymczasowe to dobrze, a jak nie - to również znakomicie. Może jest w tym jakaś racja, ale taką swobodę powinni mieć wyłącznie wytrawni fachowcy, a z tymi na rynku kosztorysowym, jak wiadomo, nie jest najlepiej! Wystarczy wspomnieć pierwszy referat!

 

 

Pani Izabela Rzepkowska, Radca Generalny w Departamencie Prawnym Urzędu Zamówień Publicznych omówiła przykłady orzecznictwa w sporach o zamówienia. Niestety, język stosowany w tekstach orzeczeń zaświadczył dowodnie, że nie tylko w szeregach kosztorysantów panuje ogromna swoboda w użytkowaniu pojęć kosztorysowych znajdujących w normatywach w miarę jasne i jednoznaczne definicje.

Kolejny referent kol. Tomasz Żukowski pokazał szereg przykładów nieprawidłowo sporządzonych przedmiarów krążących w internecie, czym uzupełnił spostrzeżenia pierwszego referenta.

Ogromnym zainteresowaniem cieszyła się wypowiedź kol. Jerzego Dylewskiego dotycząca zmory zamówień publicznych, czyli robót dodatkowych i uzupełniających. Referent, co bardzo ważne, stwierdził, że z uwagi na indywidualny charakter produkcji budowlanej, fakt występowania takich robót nie powinien nikogo dziwić. Następnie podał bardzo ciekawe sposoby bezpiecznego uzasadniania konieczności wykonania tych robót. Ciekawych odsyłam do materiałów konferencyjnych, które warto zakupić. Stowarzyszenie Kosztorysantów na tym zarobi, natomiast inwestorzy zdobędą w miarę skuteczną broń w kontaktach z wszelkiej maści rewizorami, święcie przekonanymi, że naród polski składa się wyłącznie ze złodziei.

W materiałach konferencyjnych znajduje się również, niewygłoszony niestety, referat naszej nieocenionej wiceprezeski SKB, a także bardzo sprawnej organizatorki i szefowej konferencji kol. Renaty Niemczyk. Omówiła w nim orzecznictwo Krajowej Izby Odwoławczej dotyczące przedmiarów i kosztorysów. Najbardziej mnie zainteresował mój „ulubiony” art.29 ust.1 Pzp pasujący do projektowania architektonicznego jak pięść do oka, bo godzący ewidentnie w prawa autorskie. Zawsze bowiem reprezentowałem i reprezentuję opinię, że jak wybrany przez inwestora projektant dokonał wyboru materiału czy urządzenia, a ów ma o tym wyrobie jak najlepszą opinię tak w zakresie jego jakości, trwałości, a co istotne u architektów estetyce, to powinien mieć prawo w projekcie go zalecić. Bo projektant został przez zamawiającego wybrany, czyli obdarzony zaufaniem.
Czy naprawdę w zamówieniach publicznych trzeba stosować takie ograniczenia, przez co, jak pokazują to podane przez referentkę przykłady, powstaje szereg komplikacji oraz przedziwnych uzasadnień i orzeczeń. Całe to orzecznictwo KIO, co jest wyłącznie moją opinią, nie broń Boże referentki, przypomina ustalenia zgromadzenia cadyków-cudotwórców. Tu jeszcze raz powtarzam – nie wszyscy jesteśmy złodziejami!
Oczywiście autorka referatu potraktowała rzeczony art.29 poważnie, nie tak jak ja, bo w oficjalnym referacie nie mogła inaczej, bo przecież to ustawa. Dlatego przypomniała, że uzupełnienie nazwy materiału lub wyrobu przymiotnikiem „równoważny” jednak nie wyklucza możliwości podania nazwy handlowej.
Vivat hipokryzja! To też ode mnie, a nie od autorki!
Inne, podane w referacie przykłady orzecznictwa KIO zaświadczają dowodnie, że solidne rozpoznanie przedmiotu umowy o zaprojektowanie i kosztorysowanie z uwagi na różnorodność występujących w budownictwie przykrych niespodzianek jest konieczne. Ale czy takowe rozpoznanie jest możliwe przy powszechnie praktykowanym „kryterium najniższej ceny” za prace projektowe i narzucaniu nierealnych terminów opracowań.
Znowu kolejna moja prywatna opinia, ale trudno mi się opanować!

Kończący konferencję kol. Maciej Sikorski zajmował się katalogami KNR. Referent przypomniał nam historię utraty przez te katalogi waloru obligatoryjności i wynikające z tego faktu skutki. Skutki raczej dobre.
Przypomniał także, co bardzo ważne, o tak istotnym dokumencie jakim powinny być założenia wyjściowe do kosztorysowania. Od siebie dodaję - lekceważonym przez inwestorów publicznych. W mojej praktyce w ostatnim dwudziestoleciu udało mi się taki dokument wspólnie z inwestorem publicznym wytworzyć dwukrotnie, z tym że jeden z dwóch inwestorów od drugostronnego podpisania zgrabnie się wykręcił.

Czy uczestnicy konferencji uzyskali jakąś wiedzę, która im umożliwi poprawne kosztorysowanie i przedmiarowanie? Oczywiście tak, ale tylko jej około stu uczestników! A ta reszta kosztorysantów i inwestorów w ilości chyba kilkuset tysięcy wytwarzająca i otrzymująca dokumentację kosztorysową dla zamówień publicznych?
Raczej nie, przez co w dalszym ciągu będą wytwarzać i przyjmować bezkrytycznie kosztorysy nakładcze, czy inne kosztorysy ślepe. Takim to smutnym stwierdzeniem kończę swój utwór!