Cały kraj trzęsie się ze zgrozy i oburzenia, bowiem na koronnym odcinku autostradowym pod tytułem A2, wiodącym z zachodniej Europy do naszej stolicy, chiński wykonawca porzucił robotę. Wcześniej, ów chiński wykonawca, poznawszy nasze polskie zwyczaje wygrał przetarg, oferując cenę o połowę niższą od obliczonej w kosztorysach inwestorskich. Przy okazji nie opłacił swoich polskich podwykonawców, najpewniej dziwiąc się słusznie i szczerze, że skoro on buduje za połowę wartości, to jego partnerzy też powinni tak samo.
W tej sytuacji powstało smętne pytanie, czy na dzień otwarcia sławnych zawodów w piłkę kopaną, potocznie zwanych „mundzialem” zdołają do stolicy dojechać kibice?

 

Od kilku lat wojuję w swoich tekstach, z niestety powszechnie stosowanym w budownictwie, kryterium najniższej ceny, nazywając to zjawisko niszczycielem budownictwa. I nie tylko w zakresie bezpośredniego budowania, ale także projektowania i kosztorysowania. No bo zwłaszcza w tej fazie procesu, zwanego inwestycyjnym, niszczycielstwo powodowane stosowaniem rzeczonego kryterium jest zjawiskiem bardzo groźnym. Godzi bowiem nie tylko w jakość opracowań projektowych i kosztorysowych, ale co najgorsze – w egzystencję firm tym się zajmujących, zapracowując rzetelnie na powstawanie tak zwanej luki pokoleniowej. Zawsze tak było i chyba nigdy nie będzie inaczej, że firmy zajmujące się tymi czynnościami, są pracowniami w których młodzież powinna odbywać praktykę, tak potrzebną w zawodzie. Tymczasem w sytuacji powodowanej ww. kryterium, pracowni projektowych i kosztorysowych na zatrudnienie młodzieży budowlanej po prostu nie stać!

Na kanwie awantury z Chińczykami odbywa się w mediach gorąca dyskusja.
Oczywiście zabrał głos i Pan Prezes Urzędu Zamówień Publicznych uspokajając rodaków. Wyjaśnił w stosownym komunikacie (www.uzp.gov.pl), że wszystko jest w porządku, bowiem rozwiązania ustawowe preferujące najniższą cenę są właściwe, gdyż stanowią cyt. ”odzwierciedlenie prawa europejskiego obowiązującego w tym zakresie”.
Dalej wyjaśnił, że: „kryteriami oceny ofert są cena albo inne kryteria odnoszące się do przedmiotu zamówienia takie jak w szczególności: jakość, funkcjonalność, parametry techniczne, zastosowanie najlepszych dostępnych technologii w zakresie oddziaływania na środowisko, koszty eksploatacji, serwis oraz termin wykonania zamówienia”.
Przypominając znany wszystkim, ww. zapisany w ustawie pzp katalog kryteriów, nie zwrócił uwagi, że żadne z nich nie może mieć zastosowania w procesie projektowania i budowania, bowiem wszystkie zostaną dopiero ujawnione po wybudowaniu przedmiotu. Polecił więc inwestorom katalog składników, które w fazie projektowania i budowania jeszcze nie istnieją. Niestety, tak obecnie jak i w słusznie minionym okresie, pomimo wysiłków środowiska budowlanych nikomu się nie udało wyjaśnić rządzącym, co to takiego, znany zawodowcom „indywidualny charakter procesu budowlanego”!
Dodatkowo Pan Prezes wyjaśnił, że: „każdy wykonawca (oferent) ma obowiązek wykazać, iż posiada stosowne uprawnienia, wiedzę i doświadczenie niezbędną do realizacji zamówienia, odpowiednią bazę ekonomiczną i finansową”.

Od razu nasuwa się pytanie, czy chiński wykonawca tego wszystkiego nie wykazał? Wykazał, wykazał Panie Prezesie, ale co z tego, kiedy, co najważniejsze, wykazał też i najniższą cenę. Czyli cenę, za którą nie będzie w stanie nawet zakupić materiałów. Ale przecież na cenę roboty budowlanej, nie składają się tylko materiały! Czy tego nie zauważył organizator przetargu zaopatrzony w kosztorysy inwestorskie? Jak nie zauważył, to po jakie licho wydał pieniądze na te kosztorysy?
Oczywiście zauważył ową kuriozalnie niską cenę, ale najpewniej zabrakło mu odwagi do odrzucenia tej zdecydowanie nieodpowiedzialnej oferty. Ładnie by wyglądał (najpewniej przez kratki) gdyby postąpił inaczej, to znaczy racjonalnie!

W dalszej części wyjaśnień dowiadujemy się, że Urząd: „w lipcu 2011 r. zaprosił do konsultacji szerokie grono uczestników rynku zamówień publicznych w celu wypracowania wzorców pozwalających na wybór oferty najkorzystniejszej ekonomicznie. Część przedstawicieli branży budowlanej uznała, iż stosowanie przez zamawiających ceny jako wyłącznego kryterium oceny ofert przy jednoczesnym stawianiu wymogów dotyczących jakości, terminu wykonania, terminu gwarancji jest właściwe i pozwala na zachowanie określonych prawem zasad systemu zamówień publicznych”.

Szanowny Panie Prezesie, owe szerokie grono znakomicie wie, że zamówienia publiczne to problem nie techniczny, ani też ekonomiczny ale wyłącznie POLITYCZNY. Dobrze więc wie, że jest to obietnica dana ludowi przez polityka, zatem nawet jeśli przetarg zostanie wygrany przez najniższą cenę, to inwestor i tak będzie zmuszony dołożyć tyle ile naprawdę potrzeba. To co szkodziło szanownemu gronu fachowców przyznać Panu Prezesowi rację? Bo przecież nieraz tak wygrywali, a w trakcie budowy nieszczęsny inwestor stawał na głowie i płacił ile zażądali, będąc zmuszony obietnicę daną ludowi zrealizować jak należy. I to na Boga, tak ciągle się dzieje!
Czy Urząd tego nie widzi?

Z kolei prezes informuje, że: „Rząd RP z inicjatywy Urzędu Zamówień Publicznych wystąpił w dniu 15 kwietnia br. do Komisji Europejskiej z wnioskiem o zdefiniowanie pojęcia „rażąco niskiej ceny”.
Błąd Panie Prezesie, adresat niewłaściwy. Należałoby się raczej zwrócić do, mam nadzieję jeszcze żyjących i w miarę przytomnych urzędników peerelowskiego Ministerstwa Finansów. Oni bowiem w rozporządzeniu z dnia 17 grudnia 1988 r. (Dz.U. z 1988 nr 43, poz.341) zdefiniowali cenę „rażąco wysoką”. W tym akcie normatywnym w sześciu paragrafach, nawypisywali szereg idiotyzmów, które przepisawszy odwrotnie, najpewniej uda się łatwo przerobić cenę „rażąco wysoką” na „rażąco niską”. I co najważniejsze z podobnym, do tego dawnego, skutkiem! Zyskamy wdzięczność Unii, za uwolnienie jej z tego kłopotliwego obowiązku. Przecież biedna Unia nigdy, tak jak my, nie budowała socjalizmu, więc może mieć z tego rodzaju definicją ogromne trudności. Tymczasem my mamy gotowca! Oj, chyba ma rację p. Janusz Korwin Mikke tłumacząc, że biurokraci niezależnie od systemu politycznego są zdolni do aplikowania swoim podwładnym dziwolągów nie mających żadnych związków ze zdrowym rozsądkiem.
Proszę Szanownego Wysokiego Urzędu, na terenie naszego kraju budują także i prywatni inwestorzy, często bardzo poważne i niemałe obiekty budowlane.
I rzecz dziwna, że przy wyborze wykonawcy, jakoś szczęśliwie obywają się bez kryteriów rodem z ustawy „Prawo zamówień publicznych”!
Bo dobrze wiedzą, że przed korupcją chronią ich wysokie premie za solidność, jakość i terminowość, a nie jakieś tam paragrafy!

Ustawowe kryteria na pewno mogą być przydatne (i są) przy zakupie wyrobów gotowych, natomiast z projektowaniem, kosztorysowaniem i budowaniem nie mają nic wspólnego. Bo przeszkadza w ich stosowaniu, co powtarzam nieustająco i do znudzenia „indywidualny charakter produkcji budowlanej”. A ponadto, co słusznie zauważył pewien znany i ceniony architekt: „każda budowa to prototyp, dzieje się pierwszy raz”! Więc pytam grzecznie gdzie tu: „jakość, funkcjonalność, parametry techniczne, zastosowanie najlepszych dostępnych technologii w zakresie oddziaływania na środowisko, koszty eksploatacji, serwis” w sumie czegoś, czego jeszcze nie ma?