Doświadczony projektant, prowadzący od wielu lat pracownię specjalizującą się w konstrukcjach budowlanych, z którym również od wielu lat współpracuję, opowiedział mi o pewnym zdarzeniu.

Wykonawcą robót, a dla projektanta – Zamawiającym, była firma, która wygrała kontrakt w systemie „zaprojektuj i wybuduj” oferująca, bo jakżeby inaczej, najniższą cenę, bo to przecież zamówienie publiczne.
Podmiot liryczny niniejszego tekstu zaprojektował konstrukcję obiektu, w którym respektując narzucony przez architekta i technologa układ konstrukcyjny i wynikające z tej funkcji rozpiętości pomiędzy podporami o wielkości ponad 10 m, przewidział stropy z płyt sprężonych, wolnopodpartych na belkach żelbetowych prefabrykowanych. Jego praca obejmowała najpierw projekt budowlany, a później wykonanie (na podstawie tego projektu budowlanego) projektu wykonawczego. W umowie o pracę projektową wykonawca (a w opisanej sytuacji zamawiający) zastrzegł, że z chwilą otrzymania wynagrodzenia, projektant konstrukcji ceduje swoje prawa autorskie na rzecz zamawiającego.
Po analizie kosztów na podstawie posiadanego projektu budowlanego, zwycięski oferent doszedł do wniosku, że tańsze od płyt sprężonych będą płyty żelbetowe monolityczne i oczekuje na to ponownego opracowania projektu wykonawczego wraz z analizą innych wariantów konstrukcji (też żelbetowej, ale monolitycznej?!).
W tej sytuacji, zwrócił się do autora projektu budowlanego o wykonanie tej, jego zdaniem „drobnej zmiany”, w projekcie budowlanym w ramach nadzoru autorskiego.

„Bo za fazę projektu wykonawczego oczywiście panu zapłacę” – zapewnił zwycięski oferent!

Pan konstruktor otrzymawszy taką „propozycję” oświadczył:

„proszę bardzo, mogę taką usługę wykonać, ale nie w ramach nadzoru autorskiego, lecz na podstawie odrębnego zlecenia wykonać oczekiwany i zmieniony w stosunku do rozwiązań w projekcie budowlanym projekt wykonawczy. A więc konstrukcyjny zamienny, oczywiście w porozumieniu z projektantem architektury, bowiem ta „drobna zmiana” spowoduje ingerencję w przewidywaną w architekturze siatkę modułową związaną z układem konstrukcyjnym. Bo najpewniej ulegną zmianie chociażby rozstawienia podpór, nie wspominając o niewykluczonej zmianie przyjętych w projekcie budowlanym-konstrukcyjnym schematów całej konstrukcji i zmianie układu konstrukcyjnego z podłużnego na poprzeczny. Natomiast zachowanie funkcji przewidzianej w architekturze bez zmiany układu konstrukcyjnego, zmusi konstruktora do zaprojektowania rozwiązań wytwarzających elementy wręcz monstrualne, wcale nie tańsze od płyt sprężonych.”

 

Oczywiście takie żądania mógł postawić konstruktor doświadczony. Jakby się w takiej sytuacji zachował mniej doświadczony, albo zupełnie niedoświadczony, Bóg raczy wiedzieć?
Chociaż nie ma sensu mieszać w projektowanie Pana Boga, bo jako doświadczony kosztorysant często oglądam dzieła takich nieprzesadnie doświadczonych projektantów.

 

 

Nic dziwnego, że zwycięski oferent, wygrawszy za najniższą cenę „zaprojektowanie i wybudowanie”, poszukuje rozwiązań jak najtańszych. Jak u doświadczonego autora projektu budowlanego spotkał się z odmową wykonania „tej drobnej zmiany” na swoich warunkach, to zgodnie z prawem (bo przecież poprzedni autor był zmuszony scedować swoje prawa) poszuka sobie konstruktora taniutkiego, zmuszonego np. mizerną sytuacją życiową do realizacji każdego, nawet najdziwniejszego obstalunku!